maskulin

W dniu w którym opadły maski pewnie jak wielu innych ludzi na widok zbliżającego się tramwaju wkładałem odruchowo rękę do kieszeni w poszukiwaniu obowiązkowego kamuflażu. Nie ogoliłem się rano, ktoś pewnie nie zdążył pomalować ust. Czułem się nieco dziwnie, tak bezwstydnie wystawiony na widok publiczny. Na przywitanie słońca wyszły tłumy, odbierając mi tym samym mój park. Teraz pada deszcz, a ja poruszam się w przeciwnym kierunku do jego kropel. Schodami z liści w górę i do wewnątrz.

czyfczy

Czy w czyichś wspomnieniach ja też obrócę się w znikający przystanek tramwajowy? W kwiat maku z kroplą… deszczu? Rosy? Potu? W odręcznie malowany rozkład autobusów? W plastikowy trójzębny widelec obok solniczki zrobionej ze słoika z podziurawioną zakrętką? W podpisaną długopisem kasetę magnetofonową? W oślepiający śnieg? W ten jedyny w swoim rodzaju czas po kolacji?

stolik przesuwa się wszystko na nim drży drga coś w nas

Usiądź ze mną do tej zakazanej kawy. I nie rozmawiajmy o tym wszystkim co się dzieje. Wystarczy, że żołądek dyktuje mi co mam robić, a czego nie. Wystarczy, że świat od lat wylewa ścieki na moje życie. Zauważyłem, że teraz pisanie o sobie nie jest w dobrym tonie. Nie może nas nic boleć. Niedługo nie będzie można się uśmiechać. Ten ton… to toń. Nie wchodź tam boso. A jeżeli zdarzy ci się utknąć, zaczepić o coś zardzewiałego, to zerwę wszystkie struny ze wszystkich stron siebie, uplotę z nich linę i choć nie mam ci nic do zarzucenia, to jeden jej koniec będzie należał do ciebie.

ovvo

jaki gatunek zasypia

jaką płcią wstaje

jak twardnieje w uwiądzie

jak wiele się wydaje

jak szybko powstać musi

jak długą drogę pokonać

by znaleźć kamień co kusi

stanąć na nim i wołać

rzecz

coś jak rzeczywistość znana z okładek płyt

wydanych i niewydanych

wieje przeciągiem ze szpary w drzwiach

przez dziurkę od klucza bezkres

znikające za horyzontem pola kukurydzy

gdzieniegdzie przebijają się maki odciągając uwagę

od jednej róży koloru wiśni